Kierowco zwolnij i poczekaj! Polskie Linie Kolejowe mówią "nie" brawurze i bezmyślności
Lublin, koniec sierpnia. Na przejeździe kolejowo-drogowym przy ul. Turystycznej kobieta kierująca Nissanem Micrą wjechała na torowisko… mimo czerwonego światła i opadających rogatek. Utknęła. W samochodzie była dwójka dzieci. Jeden z kierowców stojących za szlabanem próbował wyłamać rogatkę, ale cofając kobieta ją zaklinowała. Na szczęście maszynista dostrzegł zagrożenie, zwolnił i przejechał… nawet nie zahaczając o pojazd Nissana. Można powiedzieć… tym razem się udało.
Wypadki na przejazdach kolejowo-drogowych stanowią ok. 35 proc. wszystkich na polskiej kolei. Można by ich uniknąć, bo wynikają z pośpiechu kierujących, brawury oraz lekceważenia znaku STOP, krzyża św. Andrzeja czy sygnalizatora z czerwonym migającym światłem.
- Dziś kierowcy ciągle gonią, są niecierpliwi. Lekceważenie przepisów ruchu drogowego i wjazd na przejazd kolejowo-drogowy mimo działającej sygnalizacji to bezmyślność i brak świadomości tego, co może się stać. Kierowcom wydaje się, że zdążą, choć tak naprawdę nie mają pojęcia, ile czasu i miejsca potrzebuje maszynista, by zatrzymać skład - tłumaczy podkomisarz Paweł Przestrzelski z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji.
Reedukacja kierowców. Jak oduczyć się niebezpiecznych nawyków? - materiał filmowy
Z doświadczenia kolejarzy wynika też, że kierowcy nie do końca rozumieją przepisy ruchu drogowego. - Czerwone światło migające na sygnalizatorze, które zakazuje wjazdu na przejazd, mylą często ze światłem pomarańczowym, które ostrzega przed zupełnie inną sytuacją. Czerwone światło oznacza, że już po 30 sekundach na przejeździe możemy zobaczyć pociąg - zwraca uwagę Włodzimierz Kiełczyński, dyrektor Biura Bezpieczeństwa PKP Polskich Linii Kolejowych S.A. Kolejna przyczyna to brak świadomości. Najczęstszym tłumaczeniem, które słyszą policjanci i kolejarze jest: "myślałem, że zdążę". Kierowcy nie mają pojęcia, że pociąg jadący z prędkością 120 km/h w ciągu 30 sekund pokonuje kilometr.
- Wydaje się, że pociąg jest jeszcze daleko, a tak naprawdę zbliża się dużo szybciej niż możemy to sobie wyobrazić - ocenia Włodzimierz Kiełczyński. Znaczenie mają też umiejętności kierowcy. Może się zdarzyć, że już na przejeździe… zgaśnie nam silnik, pojawią się nerwy i… tragedia gotowa. A w tej sytuacji kierowcy muszą pamiętać jedną rzecz. - Na przejeździe obowiązuje jedna zasada: jest to strefa niebezpieczna i trzeba ją jak najszybciej opuścić – przypomina dyrektor Kiełczyński.
Przecież zdążę…
Kierowcy nie znają zasad funkcjonowania przejazdów kolejowo-drogowych. Jeżeli skrzyżowanie obsługiwane jest przez pracownika kolei (dróżnika), to rogatki powinny zostać zamknięte na minimum dwie minuty przed przejazdem pociągu. I nikt nie robi kierowcom na złość. Tak stanowią przepisy. - Niektórzy w myśl zasady "jeszcze zdążę” przejeżdżają przez przejazd uniemożliwiając tak naprawdę zamknięcie rogatek. Dlatego przy dużym ruchu dróżnik może rozpocząć zamykanie przejazdu wcześniej niż dwie minuty przed przyjazdem pociągu. Wówczas ten czas może się wydłużyć do trzech, czterech minut - tłumaczy Włodzimierz Kiełczyński.
Dlaczego kierowcy tak ryzykują? - materiał filmowy
Masz kilkanaście sekund
Inaczej wygląda sytuacja na zautomatyzowanych przejazdach kategorii B. Jeżeli na przejeździe są dwie półrogatki, czas od momentu włączenia sygnalizacji świetlnej do przejazdu pociągu - może wynieść 30 sekund, a przy czterech półrogatkach - 46 sekund. Natomiast od momentu zapalenia się czerwonego światła na sygnalizatorze do zamknięcia rogatek mija od 8 do 13 sekund. To jest czas dla tych, którzy już znajdują się za sygnalizatorem i muszą zjechać z przejazdu. Nie jest to moment by próbować wjeżdżać na tory! - Kierowca, który decyduje się na manewr przy zamykających się półrogatkach bardzo ryzykuje. Do czasu przejazdu pociągu zostaje mu kilkanaście sekund. To rosyjska ruletka: uda mu się przejechać lub staranuje go pociąg - ostrzega Włodzimierz Kiełczyński.
W sytuacji gdy kierowca utknie między rogatkami i nie ma możliwości zjechania z przejazdu (np. z powodu awarii), powinien przede wszystkim jak najszybciej wysiąść z auta wraz z pasażerami. Następnie, po przejściu w bezpieczne miejsce zadzwonić pod numer alarmowy 112. Operatorowi należy podać informację o zdarzeniu oraz numer identyfikacyjny przejazdu, który znajduje się na żółtej naklejce, umieszczonej na napędzie rogatki lub krzyżu św. Andrzeja. - Operator natychmiast zlokalizuje przejazd i powiadomi dyżurnego ruchu o konieczności wstrzymania ruchu kolejowego - mówi Włodzimierz Kiełczyński. W sytuacjach alarmowych dyżurny ruchu może również użyć przycisku "radio stop" i w ten sposób zatrzymać wszystkie znajdujące się w okolicy pociągi. Czas od zgłoszenia do zatrzymania pociągu lub przynajmniej znaczącego zmniejszenia jego prędkości wynosi ok. 1,5-2,5 minuty.
Jeśli zatrzymaliśmy się między rogatkami sprawnym pojazdem, który ma wciąż włączony silnik, należy natychmiast ruszyć, najechać na rogatkę i ją wyłamać. Szlabany są tak skonstruowane , że łamią się w specjalnie do tego zaprojektowanym miejscu nie niszcząc karoserii samochodu. Po staranowaniu rogatki kierowca powinien zadzwonić pod numer 112 i poinformować o zdarzeniu. - Dzięki temu odpowiednie służby techniczne będą mogły niezwłocznie zabezpieczyć rogatkę. Wyłamanie szlabanu wiąże się oczywiście z pewnymi konsekwencjami: mandatem i punktami karnymi, ale w ten sposób kierowca ratuje życie swoje i najbliższych, a także zapewnia bezpieczeństwo innym uczestnikom ruchu oraz pasażerom i obsłudze pociągu. W tej chwili ponad 10 proc. przejazdów posiada monitoring. Nagrania - w razie wystąpienia takich sytuacji - i tak przekazujemy policji - mówi dyrektor Kiełczyński. W momencie, gdy dochodzi do jakiegokolwiek uszkodzenia urządzeń na przejeździe kolejowo-drogowym, automatyczny system - a w starszych urządzeniach dyżurny ruchu za pomocą radiołączności - powiadamia maszynistę zbliżającego się pociągu, że powinien w tym miejscu zwolnić do 20 km/h i zachować szczególną ostrożność.
Kary są za niskie?
- Za niezatrzymanie się przed znakiem STOP grozi kierowcy mandat w wysokości 100 zł. - Omijanie slalomem zamkniętej półrogatki to już 300 zł i 4 punkty karne. Tyle samo zapłaci kierowca za wjechanie na przejazd: zanim szlabany w pełni się uniosły, gdy rogatki zaczęły opadać, bezpośrednio po przejeździe pociągu lub gdy nie jest w stanie go opuścić, za wyprzedzanie na przejeździe (także rowerzysty) oraz zatrzymanie się między rogatkami. - Za wyprzedzanie aut oczekujących przed przejazdem grozi kierowcy mandat w wysokości 250 zł. - Konsekwencje karne i finansowe to tak naprawdę niewiele. Mandat i punkty karne to najmniejsza kara, jaka może spotkać kierowcę. Jeśli wjedzie pod nadjeżdżający pociąg i dojdzie do nieszczęścia, to odpowiada karnie za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Może zostać ciężko ranny lub stracić życie. Śmierć pod kołami pociągu, także naszych bliskich, to najgorsza kara - przekonuje podkomisarz Paweł Przestrzelski.
To, co odstrasza kierowców od ignorowania przepisów drogowych na Zachodzie, to wysokie kary. Tak jest w Niemczech czy w Szwecji, gdzie wysokość mandatu uzależniona jest od dochodu. - Być może kary w Polsce są za niskie. Może powinny być bardziej dotkliwe. Jednak samo podniesienie stawek kar, to jeszcze nie wszystko. Tu potrzebne są akcje prewencyjne i edukacyjne. Bez ciągłego uświadamiania kierowców niczego nie zdziałamy. Wysłuchanie czy zobaczenie na własne oczy tego, co może się stać sprawia, że kierowcy zaczynają myśleć. Edukację oczywiście można połączyć ze zwiększeniem wysokości kar - nie ma wątpliwości Paweł Przestrzelski.
Oszczędzisz kilka minut, możesz stracić życie
Podkomisarz Przestrzelski liczy też na zdrowy rozsądek kierowców. Pośpiech na drodze daje złudne wrażenie, że jesteśmy w stanie zaoszczędzić mnóstwo czasu. - W warunkach miejskich czy nawet w terenie niezabudowanym ten czas jest naprawdę znikomy. Kierowca niekiedy przejeżdża z jednego pasa na drugi, lawiruje między samochodami, by na następnym skrzyżowaniu stanąć na czerwonym świetle przed nami. Podobnie jest na przejeździe kolejowo-drogowym. Co znaczy kilka minut oczekiwania? To czas, gdy można pomyśleć, przedyskutować ze współpasażerami najważniejsze sprawy. Tych kilka minut nie jest warte narażania życia, własnego i pasażerów - przekonuje Paweł Przestrzelski.
PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. od lat realizują kampanię społeczną Bezpieczny przejazd - „Szlaban na ryzyko!", skierowaną do dzieci, młodzieży i dorosłych, w tym przyszłych i zawodowych kierowców oraz instruktorów nauki jazdy. O zasadach prawidłowego przekraczania przejazdów czy funkcjonowania projektu #ŻółtaNaklejkaPLK przypominają także egzaminatorom z WORD. A w każdy piątek wakacji byli obecni na przejazdach i wzdłuż torów na tzw. "dzikich przejściach", by w ramach akcji "Bezpieczne piątki" rozmawiać o bezpieczeństwie z kierowcami i pieszymi.